Zakonnice w konspiracji. Kiedy miały cynk, że wpadną Niemcy...

Rozmowa m.in. o tym, jak wyglądał proces ratowania Żydów przez siostry zakonne podczas II wojny światowej.

Gośćmi Tematu Dnia byli s. Magdalena Abramow-Newerly ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi i ks. dr Robert Ogrodnik, historyk, kapelan środowiska Rodziny Ravensbruck, wiceprezes fundacji Cultura Memoriae, którzy w rozmowie z Ewą Pietrzak opowiedzieli jak wyglądał proces ratowania Żydów przez siostry zakonne podczas II wojny światowej.

Ks. Dr Robert Ogrodnik przybliżył historię św. abpa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.

- Poprzez swoją pracę, piękną postawę i później, w tym newralgicznym momencie, kiedy mówi non possumus, idzie na wygnanie i spędza 25 lat w Jarosławiu nad Wołgą. To powoduje, że obrasta wielką legendą bohatera. Kiedy umiera 17 września 1895 roku w Domu Arcybiskupów Krakowskich, umiera w glorii męczennika i bohatera narodowego - opowiadał ks. dr Ogrodnik.

- Ludność Warszawy na kolanach wita trumnę ze zwłokami swojego arcybiskupa wygnańca - dodawał.

Jak podkreślał, "tym pryncypium to umiłowanie Ojczyzny, umiłowanie Kościoła Świętego i własnego Narodu".

S. Magdalena Abramow Newerly ze Zgromadzenia założonego przez św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego opowiedziała o nagrodzie Rodziny Żabińskich, którą otrzymało zgromadzenie za heroiczną postawę w czasie II wojny światowej.

- Te liczby ciągle są weryfikowane, ponieważ zgłaszają się nowe osoby uratowane, albo ich dzieci, które szukają źródeł jakichkolwiek materiałów, szukają swoich korzeni. Nie ma miesiąca, żeby ktoś nie przyjeżdżał, czy z Izraela, czy z Europy Zachodniej, Ameryki, żeby podziękować, czy żeby odnaleźć jakiś ślad - mówiła s. Magdalena.

- To są wielkie przeżycia tych osób, albo ich rodzin. Mówi się, że Siostry Rodziny Maryi uratowały w czasie II wojny światowej ponad 500 dzieci żydowskich i około 250 osób dorosłych pochodzenia żydowskiego, przez jakiś czas wspomagały też około 100 osób - dodawała.

Jako przykład jednej z wielu niesamowitych historii, przywołała postać ks. Pudra, który był pochodzenia żydowskiego. "Kiedy siostry miały cynk, że mogą wpaść Niemcy,  przebierały go w nasz strój zakonny" - mówiła.

- A jak go przewoziły z domu z Hożej, do domu na Białołęce, to ks. Puder miał obwiązaną twarz, bo miał bardzo mocne rysy semickie, oprócz tego, miał habit zakonny. W tramwaju jako pokorna siostra zakonna miał mieć spuszczoną głowę. Siostry próbowały ratować różnymi metodami - podkreślał ks. dr Ogrodnik.

- W Domu Prowincjalnym przy ul. Hożej w Warszawie była komórka legalizacyjna Polskiego Państwa Podziemnego, gdzie produkowano najwyższej jakości fałszywe niemieckie dokumenty - opowiadał.

źródło: Karolina Zaremba, Salve TV - Chrześcijańska Telewizja Internetowa Diecezji Warszawsko-Praskiej

« 1 »

reklama

reklama

reklama